Sobą
Oddech
Zamiary
Słowo jest z nami
Stromo z bestiami
Pomost, egzamin
Owoc, pergamin.
Słowo niech strawi
Sobą niestałych
Srogo zbesztanych
Robopętanych.
Mnogo odpalił
Co wrogo Stalin
Togą wciaż gaił
To go kochali.
Wodą nie splamisz
Rodowód mamy
Modą nie gramy
Błogo jest w auli.
Brodą spływały
Będą banały
Tęgo nieznanych
Lądów szukamy.
Nikt nie woli tkwić w niewoli
Chociaż każdy nosi kulę
Wielu marzy o swawoli
Lecz są tacy co wogóle
Tylko kawałek przestrzeni
I w zasadzie to już wszystko
Ciut błękitu i zieleni
Trochę tlenu i promieni...
Po co komu góra złomu
Uprawiamy autorturę
Chciałby czasem zejść do schronu
Albo wdrapać się na górę.
Spojrzeć, ale już z dystansu
Nic, a nic już osobiście
Od kołysek aż do starców
Tylko wolość, trawa, liście.
Nad wyraz ciekawy
Zawijasz rękawy
Pocierasz swe dłonie
Odbierasz co Twoje.
Zatrzymał się zegar
Zaczynasz się gniewać
I widać, że nie tak
Ważyłeś ten nietakt.
Marzyłeś inaczej
Kreśliłeś w atlasie
Prosiłeś i raczej
Głaskano twe prace.
A teraz, a teraz
a teraz, a teraz
a teraz, a teraz
Materac.